poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Światło-Cień cz.1 "Od beknięcia do wojny" ;)

Ilu z nas nie może pogodzić się z własnymi cieniami, co finalnie doprowadza do tego,że zaczyna je widzieć u innych? Ilu z nas chce kroczyć drogą pokoju, jednocześnie walcząc zaciekle z cieniem? Ile razy dzielimy nasze doświadczenia w kategoriach "dobre / złe" ? Wreszcie, ile razy zakładamy szereg masek tylko po to, aby ukryć własne cienie, które wcale nie znikają, tylko gromadzą się w naszej duszy latami?

Ponieważ powyższe pytania są ostatnio w moim życiu obecne ze zdwojoną siłą, postaram się na nie odpowiedzieć w kilku postach . Robię to (o zgrozo!) dla Twojego i mojego dobra. Po pierwsze nie chcę przynudzać. Po drugie, mam niestety w zwyczaju poprawiać jeden tekst kilkanaście razy, więc pisząc na tak obszerny i ważny dla mnie temat, musiałabym za jednym zamachem stworzyć jakiś opasły elaborat, co również nierozerwalnie wiąże się z punktem pierwszym. Po trzecie, uczę się korzystać z metody małych kroków. Dobra. Koniec śpiewki.

Żyjemy w świecie dualizmów i kategoryzacji. Co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Od małego uczymy się postrzegać rzeczywistość w danych schematach, dodatkowo oceniając je przez własne, często zamglone szkło. Nie będę wielkim odkrywcą, gdy napiszę, że oceniamy nasz świat przez różne filtry- w zależności od płci, kultury, narodowości, wychowania, religii itd. Dziś wezmę pod lupę nieco śmieszny przykład dotyczący kultury jedzenia.

Wyobraźcie sobie taką scenę: uroczysta kolacja, goście, suto zastawiony stół. Posiłek dobiega końca. Nagle ktoś z biesiadników ochoczo wydaje z siebie długi i wpadający w rezonans dźwięk beknięcia. Konsternacja, zażenowanie, kłopotliwe uśmieszki i spojrzenia pozostałych? W naszej kulturze, jak najbardziej, tak. Za to u Arabów,czy Hindusów taki zwyczaj jest wyrazem uznania dla specjałów przygotowanych przez gospodarza.

Ciesze się,jeśli rozbawił Cię powyższy przykład. Teraz jednak zdystansujmy się nieco i spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie. Kto w takim razie ma rację w tym "bekaniu?" ;)
Otóż -realnie rzecz biorąc- nikt. To tylko zaprogramowany kulturowo kod, który uruchamiamy w danej sytuacji i w danym  regionie . O kodach mówi zarówno psychologia poznawcza, fizyka kwantowa, duchowość oraz inne dziedziny wiedzy, które często przenikają obszary naukowe i te, które brane są tylko "na wiarę i intuicję". Jako,że nie chcę nikogo przekonywać do konkretnych poglądów postaram się znaleźć punkt wspólny tych rozważań.

Wróćmy (obiecuję,że dosłownie: na chwilę) do sytuacji przy stole. Na przeciwko siebie siedzą ludzie z dwóch różnych kultur np.polskiej i hinduskiej. Gdy pierwszemu z nich wymsknie się głośny upust powietrza zgromadzonego w trzewiach, ten drugi obierze to za dobrą monetę myśląc, że Polakowi po prostu smakował posiłek. W odwrotnej sytuacji... hmm... sami wiecie. Załóżmy,że nasz rodak, którego ego wychodzi daleko poza granice jadalni nie wytrzyma "zniewagi" Hindusa i zacznie go pouczać/ nawracać/ moralizować w kategoriach wyuczonych (zakodowanych) wzorców kulturowych. Finał takiej konfrontacji może być różny, w zależności od tego jakie przyjmiemy zmienne. Ja chciałabym jednak zwrócić uwagę na opcję, w której każda strona spróbuje zaciekle bronić swoich racji.
"Od beknięcia do wojny" - myślisz,że to infantylny przykład? Nic bardziej mylnego. Ludzie potrafią pokłócić się do grobowej deski z powodów o wiele bardziej irracjonalnych i chyba nie muszę Cię do tego przekonywać.

Wielu z nas ogląda świat zewnętrzny, zapominając,że tak naprawdę obserwuje go w osobistych okularach. Okulary takie mają oprawki różnego koloru i materiału, czasami posiadają zanieczyszczoną lub porysowaną optykę, oraz dioptrie (+/-) o różnym stopniu nasilenia. Ogólnie mają nam one poprawić widzenie. Niestety nader często to, co powinno nam służyć zniekształca nasze postrzeganie. Tak samo jest z naszym ego. Niby ma spełniać funkcje ochronne, ale za bardzo rozdmuchane zniekształca nam rzeczywistość. Karmi się lękami przez co doprowadza do konfliktów ze światem i ze sobą samym. Odnosząc się do naszego teoretyczno-gastrycznego przykładu:optyka Polaka i Hindusa sprawdzała się w ich własnych krajach, jednak kiedy zderzyły się dwie kultury okazało się,że szkła trzeba przetrzeć w obu przypadkach- właśnie po to by móc zintegrować dwa stanowiska bez przeciągania liny w zabawie pt."po której stronie leży prawda".

Każdy z nas przywiązany jest (w mniejszym lub większym stopniu) do swoich idei, które scalają się w jego osobistą tożsamość. Czasami jesteśmy tak złączeni ze swoimi poglądami,że będziemy ich bronić (według ego: ochraniać) do upadłego. Jakże często ego boi się,że utraci siebie, gdy tylko pozwoli sobie na spojrzenie na świat oczami drugiej osoby. Na dodatek nasz system sprawy nie ułatwia - w mediach, na ulicy, w życiu codziennym, wszędzie dookoła widzimy etykiety i podziały. Nauczyliśmy się bronić przed tym co uznajemy za "inne niż moje" (czytaj: "złe").  Dlatego łatwo przychodzi nam ocenianie drugiego człowieka- tak jakby był on zagrożeniem dla naszej egzystencji. Oceniając go czujemy się lepiej sami ze sobą, ochronieni przed swoimi cieniami.

Cóż, nie potępiajmy się jednak - ty i ja nie jesteśmy wolni od ego.  Powtórzę: żyjemy w świecie dualnym (dobry-zły, ładny-brzydki, lepszy-gorszy,góra-dół, dzień-noc). Nasze byty zawierają w sobie zarówno światło i cień, czerń i biel oraz wiele innych kolorów pośrednich. Nie pójdziemy do przodu, zarówno prywatnie jak i jako cywilizacja ,jeśli nie zaczniemy od akceptacji i skupieniu się na integracji całości, czyli naszych blaskach i cieniach.

W następnym poście postaram się rozwinąć nieco temat walki ze "złem". Z premedytacją ujęłam to słowo w cudzysłów. Dlaczego? Wyjaśnię następnym razem...


 Nawet Reksio ma swój cień! 







poniedziałek, 20 lutego 2017

Pierwszy powiew...


Ciekawe ilu z Was złapało by się za przysłowiową głowę (albo za coś innego), gdyby wiedziało ile razy przymierzałam się do tego wpisu, nie mówiąc już o założeniu bloga w ogóle.

„Cześć mam na imię Natalia, ale z racji tego, że w czasach szklonych  wołali na mnie Natka, co jednocześnie jest zlepkiem pierwszych liter mojego imienia i nazwiska, to mój pseudonim internetowy nie może być inny” – hmm.. niby dobrze, ale czytając to zadnie raz po raz, z tunelów mojego umysłu wyłania się obraz nastolatki, która przedstawiając się na forum klasowym w pierwszy dzień szkoły średniej chce zaznaczyć swoją oryginalność,ale w zamian otrzymuje tylko litościwe uśmieszki. "Nie no..tak zaczynać pierwszy post?" - myślę, uderzając dłonią w czoło (facepalm jak się patrzy) i jednocześnie zgrzytając zębami na myśl,że znowu znajdę sobie jakieś "ale" i rzucę bloga w cholerę, zanim na dobre się rozpocznie.

Dobra, darujmy sobie wymyślny wstęp i przejdźmy do konkretnych nie-konkretów. W takim razie, o czym będzie ten blog?
O wszystkim , co związane jest z moimi zainteresowaniami,  przemyśleniami i tym, co w mojej duszy gra, a jest tego całkiem sporo…
Będzie trochę o psychologii, o  holistycznym podejściu do ciała i umysłu, o duchowości, ego, magii dnia codziennego i chwili teraźniejszej, i o wszystkim tym, co choćby w małym stopniu pozwoli Ci spojrzeć na rzeczywistość moimi nieco zwariowanymi oczami. Będzie to szeroka paleta zwiewnych barw, w której znajdzie się także artystyczny kąt dla moich fotografii, przepisów, rękodzieła, odnowionych mebli, projektów graficznych czy zabaw Photoshopem.

I choć nie mogę zapewnić Cię, mój Drogi Przyszły Czytelniku, że zawsze „wstrzelę” się w Twój gust, to mogę zapewnić Cię, że będzie niejednoznacznie, a może i czasami tak, jakby nie z tej rzeczywistości … :-P

Krótko mówiąc, zabiorę Cię na moją Planetę, na której czasami wieje ożywczy i ciepły zefir, a czasami gwałtowny i szalony wiatr...

P.S.Ten motylek to mój. Taki sobie duchowy symbol wyjścia ze stadium poczwarki  ;)